24 listopad, poniedziałek, dzień 141
0850 – wczoraj po 1000 opuściliśmy Punta del Este. W ciągu 4 dni postoju ogarnialiśmy jacht z załogą z poprzedniego etapu, uzupełnialiśmy paliwo, pół dnia zajęło tankowanie gazu do polskiej butli, które okazało się koniecznością z uwagi na nietypowy rozmiar butli w Urugwaju. W końcu dzięki miejscowym żeglarzom, a przede wszystkim Argentyńczykowi Maxowi, udało mi się znaleźć zakład, gdzie przeleją gaz do naszej butli. Nie obyło się oczywiście bez komplikacji i przeróbki zaworów, które posiadałem w zapasie z Polski. Dwa razy pokonywałem wraz z Maxem trasę z portu do zakładu jego starym pickupem Fordem F100 (faaajny ), ciąłem, szlifowałem, ale koniec końcem pełna butla wylądowała w bakiście Polonusa. Czyszczenie jachtu, wymiana uszkodzonych powierzchni gum na pokładzie, odrdzewianie, malowanie, oklejanie i inne drobne prace powodowały, iż czas ten szybko upłynął. Już 21 listopada, odwiedziła nas załoga kolejnego etapu na Falklandy w składzie Krzysztof – kapitan tego etapu, Przemek, Stefan, Sławek ,Wojtek i Ezo.
Wychodziliśmy w niedzielę z wiatrem SWW4, później flauta, a obecnie mamy baksztag i kursem 210 bujając się na boki płyniemy 5 knt. Mijamy właśnie południową część ujścia Mar de Plata. Jak zwykle małe co nieco o jedzeniu. Więc pierwszego dnia na kolację krewetki, wczoraj ryba, a dziś w planach obiadowych wołowina po argentyńsku. No cóż, zimniej więc i jeść się chce troszkę bardziej J
25 listopad, wtorek, dzień 142
0930 – idealnie w mordę. Wieje z kierunku 200, a nasz kurs docelowy to 210. No przepraszam – prawie w mordę. W nocy się halsowaliśmy, ale po pokonaniu 40 mil, okazało się, że do celu przybliżyło nas to tylko o 10 mil. Ok. 0400 zauważyłem małe przedarcie pod listwą grota, więc zrzuciliśmy go i jedziemy na silniku. Drugi zapasowy leży w warsztaciku, ale decyzją Krzyśka na razie nie zmieniamy, bo halsować się na razie nikt nie ma zamiaru. Pod salingiem kolejna bandera, tym razem Argentyny. Na silniku 5 knt. Przed chwilą znów cieszyliśmy oczy stadem delfinów. Do Mar de Plata niecałe 60 mil.
28 listopad, piątek, dzień145
0855 – zmieniliśmy czas jachtowy na argentyński, więc mamy 4 godziny do tyłu w stosunku do czasu w Polsce. W Mar de Plata, spodziewaliśmy się gościć rodzinę Felixa Artuso, którego grób odwiedzimy podczas ostatniego etapu, składając na nim kotylion otrzymany w Londynie. Już w główkach portu (było około 2200) usłyszeliśmy okrzyki „Ahoj POLONUS”, a następnego dnia faktycznie na jachcie mieliśmy gości. Dodatkowo rodzina przekazała nam tabliczkę z prośbą o jej umieszczenie na grobie, zostawili sporo wspomnień, opowiadali o wojnie, a na koniec obdarowali nas winem argentyńskim.
Urzędowe odprawy bardziej upierdliwe niż do tej pory, sprzątanie jachtu, szycie grota i jakieś inne drobne naprawy. W Argentynie wszystko wydaje się niezmiernie tanie. Począwszy od paliwa, poprzez artykuły spożywcze, a kończąc na cenie obiadu w klubowej restauracji. Zresztą sam klub w którym cumowaliśmy, bardzo okazały z bogatą infrastrukturą, gdzie m.in. znaleźć można korty tenisowe (do tej pory nie wiedziałem, że tenis jest sportem dla emerytów ;) ) baseny, saunę, siłownię i oczywiście restauracje. Na pewno miejsce godne polecenia, a 15 min drogi piechotą doprowadzi nas do centrum i świata kasyn, oraz gier liczbowych J.
Żeglarsko przyjemnie. Od wypłynięcia wczoraj ok. 2200 cały czas na żaglach. Przy baksztagowej trójeczce posuwamy się 5 knt naprzód. Z drugiej strony gdzie mielibyśmy się posuwać: wstecz, lub w bok ;) ? Świeci ostre słońce i nawet wiatr jakby cieplejszy. W końcu w sposób estetyczny udało mi się powstrzymać stukanie podkładek pod blatem stołu w mesie. Jak więc widać wszystko ma swoje miejsce i czas J. Zaraz powracam do lektury Hemingwaya.
30 listopad niedziela, dzień 147
1720 – od wczoraj pogoda zmienna. Od flauty i słabego wiatru z S, poprzez 28 knt z SSW i S, a teraz znów całe 1B z W. Temperatura wody spadła do 12 stopni, czyli o 5 stopni przez 4 dni. Na zmianę stawiamy żagle, zrzucamy, odpalamy katarynę i gasimy. Kapryśne to Morze. Mam więcej czasu dla siebie i Polonusa, więc codziennie nadrabiam drobiazgi, na które nigdy nie było czasu. Dziś uruchamianie zasolonych wywietrzaków, naprawa klapy od bakisty z butlami gazowymi, wymiana pękniętego pełzacza w grocie, czyszczenie palników w kuchence gazowej, i inne nikomu nie potrzebne czynności. Poza tym odpoczynek, objadanie się argentyńską wołowiną pod wieloma smakami na przemian z rybami i owocami morza, świeżo zakupionymi w Mar de Plata, czytanie kolejnych powieści Hemingwaya (świetne!) i sen, który pochłania mi nieprawdopodobne ilości czasu. Chyba kilkumiesięczny rytuał wacht daje się we znaki i organizm w końcu upomina się o odpoczynek. Więc mu nie przeszkadzam i dwu godzinne drzemki w dzień i w nocy przyjmuję bez wzbraniania się przed nimi i uszczęśliwiania kawą. O przepraszam, wczoraj przypomniałem sobie kolejny smak z dzieciństwa. To kawa zbożowa z mlekiem :).
Jesteśmy około 130 mil od PTO Madrin, skąd po uzupełnieniu zapasów odpłyniemy do ostatniego portu wymiany załóg w tej wyprawie. Lista spraw do załatwienia na jachcie nie wielka, za to prywatnych spraw przed 60 dniowym etapem, nabiera punktów. Będzie gorąco i intensywnie ;).